czwartek, 15 lutego 2024

2- Sukcesy czy porażki

 Tak się zastanawiałam, od czego tu zacząć... od sukcesów czy porażek. 
Sukcesy- nic ciekawego- każdy je ma... ale nic tak nas nie cieszy jak cudza porażka.
 Te największe, o których nie umiem zapomnieć - są trzy, zacznę więc od najstarszej .

1- Jako młoda mężatka postanowiłam zrobić sałatkę jarzynową.
 Spytałam mamę co będzie potrzebne, kupiłam wszystkie składniki, ugotowałam ziemniaki i połączyłam z resztą składników.
 Nie dostałam groszku z marchewką w słoiku, więc kupiłam mrożonkę.
Nikt mi nie powiedział, że powinnam ją rozmrozić a może nawet ugotować.
Wyszło kolorowe straszydełko... ale przynajmniej kury sąsiadów miały ucztę.

2- No to czas na drugą porażkę młodej mężatki czyli bitki wołowe.
Zachciało się mojemu ślubnemu bitek a ja nawet wołowiny od wieprzowiny nie odróżniałam.
Na szczęście moja mama była pod ręką i służyła poradą.
Więc któregoś dnia kupiłam kawał czerwonego mięcha , pokroiłam na małe kawałki  i sru na gorący smalec.
Obsmażyłam na brązowo... mama uprzedzała, że mogą się trochę skurczyć  ale że podczas duszenia zmiękną.
 Tylko, że te moje dusiłam a nawet trochę gotowałam, a one wciąż były twarde i małe. 
Zrobiłam sos, był ładny brązowy.
Jak mąż wrócił z pracy to podałam-dumna ze swojego dzieła a on zapytał: czemu te skwarki są takie twarde, dlaczego nie podałam łyżki,
 bo nożem i widelcem tego czegoś się nie da zjeść.
Skonsumował ziemniaki z sosem ale skwarki zostawił..
 
3- Czas na trzecią i ostatnią.
Dostałam od mamy prodiż więc postanowiłam upiec prostą babkę.
Od szwagierki dostałam przepis i wszystko szło dobrze. 
Przez szkiełko widziałam, że cudeńko pięknie wyrastało i dostawało rumieńców .
Wyłożyłam to coś na duży talerz który z kształtu przypominał niewielką i niezbyt wypukłą antenę satelitarną.
No i tak sobie  to stało. Po dłuższym czasie przewróciłam ciasto na drugą stronę  zauważając, że ów placek opadł do około 3 cm. grubości i że jest sztywny jak nieboszczyk.
 Ciasto czekało kilka dni aby je skosztować- ale nie było chętnych. Teść się skusił, ale spytał potem,
czy zamiast mąki przypadkiem nie dosypałam do ciasta gipsu bo za twarde to, nawet jak na zakalec.
 Porażka ? Jeszcze chwilka !
Za płotem sąsiada była szopka i kurnik a za nimi podwórko gdzie łaziły kury.
No to rzuciłam im twór moich kulinarnych starań aby sobie podziubały.
Głośne  wrzaski kur wywabiły sąsiada  ale ja udawałam, że nie wiem o co chodzi.
 Na drugi dzień się dowiedziałam, że jedna z kur dostała jakimś "DYSKIEM" po gnatach , że połamało jej nogi i że musiała iść na rosół.
To koniec porażek młodej mężatki...
 Następne posty kulinarne będą bardziej optymistyczne.. a nawet postaram się je wzbogacić obrazkami z procesu tworzenia .
 

 
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz